Trzecia kolejka Ligi Bociana
Pierwszym piątkowym pojedynkiem było starcie drużyn TZŁ GREEN HORNETS i CZARNY LOTOS. Od początku spotkania zauważalny był szacunek jakim darzą się obie ekipy. Zawodnicy z Trzcianki skupili się przede wszystkim na defensywie i rozbijaniu ataków rywali, bardzo dobrze swoją pracę od początku spotkania wykonywał Jakub Wierzchoń, który nie pozwalał na dojście rywalowi do dogodnych sytuacji.
Jedną z dobrze zapowiadających się akcji na połowie TZŁ przerwał Daniel Pakieła odegrał do kolegi z zespołu po czym udał się pod bramkę przeciwnika by zdobyć gola głową po dośrodkowaniu z głębi pola. CZARNY LOTOS w następnej akcji był bliski aby szybko doprowadzić do remisu, ale ostatecznie piłka trafiła w słupek po czym przejęli ją zawodnicy TZŁ, przeprowadzili kontratak, w którym Tomasz Uchal wyszedł sam na sam z bramkarzem rywali i nie miał problemu z umieszczeniem piłki w siatce. W kolejnych minutach zawodnicy TZŁ przemieszczali się na swojej połowie i przeszkadzali przeciwnikowi w rozgrywaniu piłki. Bardzo dobrze w drugą część spotkania wyszli zawodnicy Czarnego Lotosu, ale nie potrafili wykorzystać gorszej dyspozycji obrony TZŁ w tej części spotkania. Defensywa Trzcianki w końcu zwarła swoje szeregi obronne i co jakiś czas zespół ten próbował swoich szans pod bramką rywala, strasząc strzałami z dystansu Dominika Tymińskiego, które poza linię końcową wybijał Marcin Zając broniący w Czarnym Lotosie. W jednej z akcji TZŁ wyszło aż trzema zawodnikami pod bramkę rywala i płaskie podanie w pole karne na bramkę zamienił niezawodny w tym meczu El Kotleto. Green Hornets znaleźli sposób na defensywę rywali,
Dominik Tymiński po raz kolejny posłał płaskie mocne podanie w pole karne, a całą akcję zamknął tym razem Jacek Uchal i ustanowił wynik spotkania na 4:0. CZARNY LOTOS najprawdopodobniej spodziewał się łatwego meczu z zespołem, który odnotował już dwie porażki w tegorocznych rozgrywkach i mocno skomplikował sobie walkę o awans. TZŁ GREEN HORNETS natomiast zagrało identycznie jak w Lidze Bociana 2017 dzięki czemu nie męczyło się ofensywną grą kombinacyjną, dbając za to o zasieki obronne i walcząc niemal o każdą piłkę. Ponadto w tym meczu zawodnicy z Trzcianki założyli czarne opaski aby uczcić pamięć ŚP. Krystiana Kani w związku ze zbliżającą się rocznicą Jego śmierci.
W drugim piątkowym meczu spotkały się FC BRAŃSZCZYK oraz LSFC. Od początku spotkania gospodarze rzucili się do ataku i po kilku składnych akcjach Bogdan Bulecki strzelił na 1:0.
Szybkie prowadzenie uśpiło trochę FCB i LSFC po strzale Marcina Kowalczyka wyrównało wynik spotkania. Stracona bramka podziałała na ekipę z Brańszczyka jak czerwona płachta na byka po wyprowadzeniu kontry na 2 :1 strzelił Marcin Zając. Jeszcze przed przerwą gospodarze po pięknej akcji i po zagraniu piłki piętką przez Mateusza Drobota na 3:1 podwyższył Bogdan Bulecki. W drugiej połowie LSFC próbowało odrobić straty, ale bardzo dobrze w bramce FCB spisywał się „GIGI” Kowalski. Gospodarze przeczekali ataki drużyny z Leszczydołu i po szybkim kontrataku na 4:1 bramkę strzelił Mateusz Drobot. W końcówce meczu przypomniał o sobie kibicom kapitan drużyny FC BRAŃSZCZYK, Dariusz Murawski dwoma trafieniami przypięczętował zwycięstwo gospodarzy 6:1.
Kolejnym spotkaniem w grupie A, które zapowiadało się interesująco były derby Białegobłota. JAWOR w tym spotkaniu nie był stawiany w postaci murowanego faworyta do zwycięstwa, a wszystko za sprawą kilku roszad w składzie drużyny BBS. Pierwszą dogodną sytuację w spotkaniu stworzyli sobie zawodnicy BBSu, ale zabrakło skuteczności w wykończeniu akcji. Przy drugiej stworzonej przez nich okazji do strzelenia gola było już zdecydowanie lepiej, zimną krwią wykazał się Piotrek Rosiński, który w dość trudnej sytuacji umieścił piłkę w siatce strzałem z ostrego kąta.
Kolejne minuty przyniosły zdecydowanie szybsze tempo gry i wiele strzałów z dystansu, z którymi bez większych problemów radzili sobie brakarze obu drużyn. W końcówce pierwszej połowy dominacja Jaworu na boisku była miażdżąca, ale nieudokumentowana bramkami. Po zmianie stron na boisku nadal była widoczna przewaga Jaworu, a wraz z mijającymi minutami rosła ilość dogodnych sytuacji jak choćby zmarnowane przez Kamila Wiśniewskiego dośrodkowanie z narożnika boiska. Drużyna BBSu grała bardzo defensywnie mając nadzieję na wykorzystanie szybkich zawodników w którejś z ewentualnych kontr. Wyróżniającym się zawodnikiem podczas tego spotkania był Marcin Bloch, który brał na siebie ciężar gry i starał się pokonać brakarza rywali. Dwie pierwsze próby Marcina zakończyły się niepowodzeniem ,ale niezrażony brakiem skuteczności „spróbował do trzech razy sztuka” i doprowadził do remisu dając jednocześnie Jaworowi nadzieje na końcowy sukces w tym spotkaniu. Chwilę później wstrzeloną w pole karne BBSu piłkę dość szczęśliwie uderzył Kamil Wiśniewski i podwyższył wynik spotkania na 2:1. Młodzi zawodnicy z Białegobłota postanowili wziąć się szybko za odrabianie strat, ale doświadczeni przeciwnicy wykorzystali możliwość przeprowadzenia kontrataku. Po jednym ze stałych fragmentów gry wykonywanych przez BBS piłka trafiła do zawodnika Jaworu będącego w okolicy linii środkowej, który przed sobą miał tylko brakarza rywali. Uderzenie obok interweniującego na przedpolu golkipera nie było mocne, ale było celne i to wystarczyło by piłka powoli wtoczyła się do bramki ustanawiając ostateczny wynik spotkania na 3:1 dla Jaworu.
Ostatnim piątkowym meczem w trzeciej kolejce Ligi Bociana był pojedynek pomiędzy zespołami EDEN oraz FC BORGONA. Od początku spotkania widoczna była przewaga obrońcy tytułu mistrzowskiego, co nie przełożyło się na wynik ponieważ to Borgona stworzyła sobie pierwszą sytuację. Pięknym strzałem zza pola karnego popisał się Michał Deptuła, a bramkarz Edenu musiał wyciągać piłkę z siatki strzeżonej przez siebie bramki. Eden bardzo szybko wziął się do odrabiania strat, kilkoma szybkimi podaniami rozmontował defensywę rywali i wyszedł trzema zawodnikami na bramkarza, który nie miał szans na skuteczną interwencję w tej akcji. Po doprowadzeniu do remisu Eden przycisnął rywala jeszcze bardziej, ale dobrze w bramce spisywał się Jakub Nasiadko, który między innymi wybronił bardzo ładny strzał lewą nogą zza pola karnego autorstwa Patryka Akiera. FC BORGONA była skupiona na obronie dostępu do własnej bramki i próbach skontrowania przeciwnika. Podobna taktyka w pierwszej ligowej potyczce poskutkowała wysoką wygraną i mogła się sprawdzić także w tym pojedynku. Borgona próbowała swoich szans i miała dwie stuprocentowe sytuacje, w których jej zawodnicy dochodzili do sytuacji sam na sam z bramkarzem Edenu, ale Waldemar Siankowski udowodnił w nich swoją klasę i nie dał się pokonać. Z czasem gra się trochę zaostrzyła i sędzia musiał ostudzić temperament kilku zawodników zapraszając ich na krótką rozmowę wychowawczą. Kolejna bramka wisiała w powietrzu, a obserwujący ten pojedynek nie byli do końca pewni czy dokona tego EDEN czy FC BORGONA. Bardzo blisko byli tego Ci pierwsi gdy w jednej z akcji Patryk Akier przerzucił piłkę nad bramkarzem Borgony, ale w ekwilibrystyczny sposób interweniujący obrońca wybił piłkę przed pustą bramką. W końcówce pierwszej połowy znów bardzo dobrze pokazał się Damian Gałązka, który wykonał samotny rajd wzdłuż linii kończącej boisko i wyłożył piłkę prosto do Jarka Szkatulnika, a ten z bliskiej odległości podwyższył wynik spotkania na 2:1 dla Edenu.
Na drugą połowę zdecydowanie bardziej skoncentrowani wyszli zawodnicy Rajskiego Ogrodu i jedną z sytuacji podbramkowych wykorzystał Patryk Akier, który otrzymał bardzo dobre podanie w okolice pola karnego, zakręcił dwoma obrońcami przeciwnika po czym umieścił piłkę w siatce. Borgona próbowała swojego szczęścia w strzałach z daleka, ale bardzo dobrze dysponowany tego dnia Waldemar Siankowski nie dał się pokonać. Kolejne minuty to popis gry Edenu. W jednej z akcji Michał Laska indywidualnym rajdem od połowy boiska i mocnym strzałem po ziemi zza pola karnego podwyższył wynik spotkania na 3:1. Nerwowość w szeregach Borgony sprawiła, że sędzia w niedużych odstępach czasu odgwizdał dwa faule przed ich polem karnym, po których to ze stojącej piłki najpierw trafił Gałązka, a potem Grudziński. W samej końcówce spotkania fatalny błąd przy strzale z woleja Damiana Gałązki popełnił brakarz FC Borgony, który nie poradził sobie z uderzeniem oddanym spod linii bocznej, a w dodatku niemal z połowy boiska i mecz zakończył się ostatecznie wynikiem 7:1.
W niedzielę trzecią kolejkę ligową rozpoczęły drużyny z Trzcianki i Długosiodła. JOGA BONITO od pierwszego gwizdka pokazywała, że to oni chcą prowadzić grę w tym spotkaniu od początku do końca i DŁUGOSIODŁO będzie miało problemy w walce o punkty. Pewna gra w pierwszej połowie poskutkowała dwoma golami.
Pierwszą okazję wykorzystał środkowy obrońca Jogi, który po dograniu piłki z rzutu rożnego umieścił ją głową w siatce. Drugą okazję wykorzystał Dominik Pawłowski pewnym strzałem z dystansu. W drugiej połowie pogoda dała się we znaki obu drużynom, ale gorzej wypadała ta z Trzcianki. Zdekoncentrowani tracili kolejne piłki, odnotowywali liczne straty, lecz w bramce pozostał Karol Uchal z trzeźwym umysłem, który solidnie spisywał się miedzy słupkami, a mimo to bramkę kontaktową zaliczyła drużyna z Długosiodła. Dominik Iciński wykorzystał błąd w obronie i strzałem głową przelobował bramkarza. W końcówce spotkania zawodnicy Jogi domagali się odgwizdania rzutu karnego za zagranie piłki ręką w polu karnym Długosiodła. Sędzia był w tej kwestii nieugięty i kazał kontynuować grę, argumentując że piłka faktycznie dotknęła ręki zawodnika z Długosiodła, ale ze względu na okoliczności tego zajścia nie należy się rzut karny. Spotkanie ostatecznie zakończyło się wynikiem 2:1 dla drużyny JOGA BONITO, która w tegorocznej edycji ligi co mecz odnotowuje identyczną ilość trafień.
Kolejne spotkanie rozpoczęło się dość nerwowo i obfitowało w kilka ciekawych akcji lecz zarówno COPACABANA jak i FC PORĘBA nie potrafiły wykorzystać swoich szans. W jednej z akcji dobrze w środku pola karnego odnalazł się Kamil Osowiecki i trafił dość szczęśliwie do bramki Poręby. Na wyrównanie nie trzeba było długo czekać bardzo dobrze piłkę wyprowadził Rytelewski zagrał do wychodzącego kolegi i w sytuacji dwóch na bramkarza Copacabany do pustej bramki futbolówkę skierował Sebastian Kulesza.
W kolejnej sytuacji bardzo dobrze zachował się Mateusz Drobot, który minął kilku zawodników, wzdłuż linii kończącej boisko odegrał piłkę do wbiegającego Patryka Osowieckiego, ale ten popisał się niecelnym strzałem. Wraz z upływającym czasem zaznaczyła się przewaga Copacabany, ładny strzał z woleja Mateusza Drobota minął minimalnie bramkę Poręby. Na początku drugiej to Copacabana przycisnęła przeciwnika i na listę Strzelców wpisał się Mateusz Drobot. Kolejne minuty to totalna strata czasu dla kibiców obserwujących ten pojedynek ponieważ naprawdę na boisku przez ten czas za wiele się nie wydarzyło. COPACABANA myślała, że dowiezie zwycięski wynik do końca spotkania, ale brak zmian w trakcie meczu (pomimo szerokiej kadry) poskutkował tym, że FC PORĘBA w samej końcówce doprowadziła do remisu 2:2.
Zdecydowanym faworytem spotkania między drużynami FC NOWE BUDY i FC WIDELEC był drugi z wymienionych zespołów. Pierwsza połowa ku zaskoczeniu kibiców zgromadzonych na trybunach przy boisku w Brańszczyku była bardzo wyrównana.
Ekipa z Wyszkowa nie potrafiła dojść do bramki rywala, strzały z daleka były blokowane przez obrońców. Lepiej radzili sobie w ataku zawodnicy z Nowych Bud. Potrafili oni dojść blisko bramki rywala, utrzymać się przy piłce. Taka gra przyniosła szybko efekty. Drużyna z Bud za sprawą będącego w dobrej dyspozycji Radka Rozenka strzeliła dwie piękne bramki z dalszej odległości. Wynik 2:0 był miłą niespodzianką dla kibiców. Obrót spraw na boisku musiał podziałać mobilizująco na drużynę Widelca i tak też się stało, ich gra wyglądała coraz lepiej i przed końcem pierwszej połowy zmienili wynik na 2:1.
Drugą połowę bezdyskusyjnie lepiej zagrał zespół z Wyszkowa. Już w pierwszych minutach sędzie podyktował rzut karny, który bez problemu został zamieniony na bramkę przez Jarka Wyszyńskiego. Po wyrównaniu wyniku Widelec grał bardzo wysoko, widać było determinację by wygrać ten mecz. To się opłaciło FC NOWE BUDY zostały zamknięte na własnej połowie i miały nadzieję na ewentualne kontry. Po wielu strzałach na ich bramkę, piękny strzał zanotował jeden z Wyszkowiaków, bramkarz w tej sytuacji był bez szans, piłka wpadła w samo okienko. Po tym golu do ataku zabrała się drużyna z Bud. Miała kilka ładnych strzałów, niestety nic nie wpadło do bramki. Ten zryw kosztował dużo sił co skutkowało kontrami Widelca, jedna z tych kontr przyniosła bramkę i ustaliła wynik tego spotkania na 2:4.
Ostatnim niedzielnym spotkaniem był mecz pomiędzy PBS WYSZKÓW i RED POWER. Już od początku to PBS Wyszków stworzył sobie dogodne sytuacje, nie bez winy byli zawodnicy Red Power, którzy ewidentnie zostawiali przeciwnikowi za dużo miejsca na boisku.
Pierwszą Bramkę strzelił sobie w bramkarz Red Power, który świetnie wykończył mocne wstrzelenie piłki w pole karne. Na drugie trafienie nie trzeba było długo czekać, opieszałość obrońców poskutkowała trafieniem bankowców, płaski strzał zza pola karnego wpadł po ziemi w prawy dolny róg bramki. Po kolejnym ze strzałów PBS był rykoszet, bramkarz rzucił się w kierunku pierwotnego lotu piłki, a ta po rykoszecie powolutku zmierzyła do bramki. Rad Power szukał swoich szans w strzałach z dystansu niestety nie potrafił w ten sposób zmienić wyniku w tym spotkaniu. Swoją dominację w tym meczu PBS WYSZKÓW udokumentował kolejnymi bramkami i to co było bardzo widoczne to spokój z jakim bankowcy zagrywali każdą piłkę. Niestety zawodnikom Red Power w tym meczu nie udało się strzelić żadnej bramki na szczęście rywal też już poprzestał na swoich trafieniach i sędzia odgwizdał koniec meczu, który PBS WYSZKÓW wygrał 7:0